Włączając się w różne dyskusje na GL często jestem prowokowana przez „młodych gniewnych”. Unikam wdawania się w przepychanki, bo musiałabym poświęcić im zbyt wiele czasu, którego nie mam za wiele łącząc obowiązki zawodowe z prowadzeniem bloga i życiem rodzinnym. A nasz 2,5 letni synek jest dzieckiem absorbującym uwagę (tak eufemistycznie określa się dzieci, z którymi nie można wytrzymać:))
Dzisiaj dokonałam przełomowego odkrycia – źródłem wielu różnic zdań jest idealizm.
Idealizm jest przymiotem młodości. Każdy z nas przechodzi przez ten etap. Potem nachodzi na każdego czas, kiedy dochodzi do wniosku, że świata nie zbawi.
Ja też w pewnym momencie, po wielu latach zbawiania świat doszłam do wniosku, że to co mogę dla niego zrobić najlepszego to zbawić samą siebie. Bo na to mam wpływ.
I od tamtej pory znacznie lepiej mi się żyje.
Uważam, że pogodzenie się ze światem jest momentem, w którym stajemy się dorośli.
Zapraszam do dyskusji….
Super właśnie też do tego doszłam. Podpisuję się wszystkimi rękami i nogami :)
To trzeba przeżyć, doświadczyć i dojrzeć do tego. Uznanie tego sprawia, że pozytywniej widzi się rzeczywistość nas otaczającą.
Serdecznie dziękuję Ci Doroto za tak ważny głos w tej sprawie…
Jeśli mam być szczera, to trochę nie rozumiem pojęcia „to trzeba przeżyć, doświadczyć i dojrzeć”, w szczególności tego ostatniego. Czy wyzbędę się idealizmu, kiedy dorosnę? Jeśli tak, to dlaczego?
Bo większość ludzi się wyzbywa, wtedy nazywamy ich dostosowanymi i lepiej im się żyje. „Czy świat bardzo się zmieni, gdy z młodych gniewnych wyrosną starzy, wkurwieni?” to cytat z Jonasza Kofty:-)