Co jakiś czas odbywam w różnych gronach dyskusje na temat tego „dlaczego nie ma u nas tak jak w Irlandii, gdzie w ogłoszeniu o pracę jest podane wynagrodzenie”. Pierwszą firmą, która próbowała wprowadzić ten zwyczaj do Polski była firma Grafton, z irlandzkimi korzeniami właśnie. Z jakiegoś powodu zrezygnowała z tego.
Zarządzając od 15 lat polityką personalną w różnych organizacjach mogę powiedzieć, że firmy mają bardzo dobre powody by nie ujawniać poziomu swoich wynagrodzeń. Kandydat patrzy na ten aspekt – z oczywistych powodów – tylko ze swojego punktu widzenia, ale temat jest wielowątkowy i niesie za sobą konkretne konsekwencje.
Płace w przeważającej większości firm są informacją poufną, o czym niektórzy pracownicy zdają się zapominać. Na lojalność i uczciwość własnych ludzi można wszak bardziej liczyć niż na Gala Anonima wyświetlającego ogłoszenie o pracę czy dyskrecję kandydata, którego widziało się raz na oczy.
Wynagrodzenia są tajemnicą firmy i źródłem jej przewagi konkurencyjnej, bez względu na to, czy są wyższe czy niższe w stosunku do mediany rynkowej. Żadna firma nie chciałaby, aby „po mieście” chodziły stawki, jakie płaci.
Dlatego konkretne propozycje płacowe przedstawia się tylko wybranym kandydatom na ostatnim etapie rekrutacji, a nie wszystkim, którzy do niej przystąpili. A jeśli dokładnie przyjrzysz się ofercie wynagrodzeń prezentowanej w ogłoszeniach przez pracodawców na międzynarodowych rynkach pracy, to zauważysz, że widełki są szerokie, np: 24-30.000 euro, więc uzyskanie precyzyjnej informacji na temat oferowanej kwoty wcale nie jest takie proste, także i tam.
Nie bardzo przekonuje mnie to wyjaśnienie. Pracodawcy na Zachodzie w ogłoszeniach wprost przekazują informację o proponowanym wynagrodzeniu i jakoś nie boją się że ktoś to wykorzysta przeciwko nim. Czemu więc boją się tego pracodawcy polscy?
Ten „Zachód” to Wielka Brytania i Irlandia. Ani w USA ani w Niemczech, Francji czy innym kraju europejskim nie ma tradycji publikowania info wynagrodzeniu w ogłoszeniu o pracę. A że Polacy najczęściej jeżdżą do Anglii, to wydaje im się, że wszędzie tak jest. Publikowanie informacji o wynagrodzeniu to raczej wyjątek, a nie reguła w Europie, z tego co wiem na ten temat.
Ten zachód to zachód. Przynajmniej w branży IT dają w zdecydowanej wiekszosci widelki placowe. W UK, USA, szwajcarii, holandii, niemczech, belgi, danii, szwecji. Bylem w NL jakis czas, teraz szukam pracy w innym panstwie i na podstawie moich obserwacji wiem, jak jest.
Dziękuję Ci za głos w tej sprawie. Rozumiem, że widełki w IT publikowane są w ogłoszeniach? Czy uzyskujesz tą informację od agencji rekrutacyjnej?
Myślę, że w przypadku szukania pracy za granicą inaczej to wygląda, bo wiadomo, że nikt nie zainteresuje się pracą za granicą jeśli wcześniej nie pozna warunków brzegowych oferty.
Może stąd te różnice?
No ale akurat to jest dobry zwyczaj. Jedno z bardziej frustrujacych doswiadczen podczas szukania pracy to wlasnie ten moment, kiedy po godzinnej rozmowie kwalifikacyjnej dowiadujemy sie, ze nasze „oczekiwania” rozmijaja sie na przyklad o 2 tys PLN z „budzetem” na to stanowisko.
Jeśli ktoś nie jest bezrobotny, pracuje ale szuka innej pracy, aby mógł przyjść na rozmowę kwalifikacyjną musi:
– poprosić przełożonego o możliwość przyjścia do pracy mocno spóźnionym,
– zwolnić się godzinę albo więcej,
– wziąć dzień urlopu.
A potem na rozmowie dowiaduje się, że za proponowane wynagrodzenie nie będzie w stanie się utrzymać. Pracy zazwyczaj nie otrzymuje sie już po pierwszej rozmowie, ten manewr trzeba powtarzać. Pracodawca szuka najlepszego kandydata, „zmuszając go” jednocześnie do „zaniedbywania” jego obecnej pracy. Czyli co? Szuka pracownika lekceważącego i zaniedbującego swoją pracę? To tak jakby ktoś sobie z kandydata zażartował. Poważne zaproszenie na rozmowę powinno być poprzedzone podaniem chociaż orientacyjnego przedziału, widełek płacowych, żeby kandydat wiedział czy w ogóle warto brać ten dzień urlopu, czy zwalniać się 2, 3 godz.wcześniej. Nie każdy ma taka pracę, że może sobie przychodzić i wychodzić kiedy mu to odpowiada. Nie każdy szukający innej pracy, nie sznuje tej którą w danej chwili ma.
Kiedy ja szukalam pracy, to bralam urlop po to by stawic sie na rozmowe. Czy to znaczy, ze nie wiem co zrobic z urlopem? Nie, po prostu traktuje powaznie pracodawce obecnego i przyszlego.
Niektorzy kandydaci mowia „ale ja pracuje od 8 do 16”. Ja tez… I co w zwiazku z tym?
Poza tym naprawde zdarza sie, ze dla dobrego kandydata zmienia sie budzet. Ale o tym nie wiadomo ZANIM sie go nie zobaczy…
Mój przypadek:
Mieszkam w województwie zachodniopomorskim.
Firma, która zaprosiła mnie na rozmowę kwalifikacyjną mieści się we Wrocławiu.
Na rozmowach w tej firmie byłem 3-krotnie. Wydałem na przejazdy i nocleg ponad 1200 zł. I po ostatniej rozmowie otrzymałem informację, że zatelefonują.
Czekam na telefon już prawie pół roku. Zapomnieli? Wcześniej na 2-gą i 3-cią rozmowę mnie zaproszono bardzo szybko, a teraz amnezja.
Cóż, pracodawcy mają prawo wybrać kogoś innego, to normalne.
A Ty miałeś prawo poprosić o zwrot kosztów dojazdu i noclegu. Możesz spróbować nawet teraz.
Czy Pani naprawdę wierzy w to co mówi?Czy Pani zwróciłaby koszty podróży i noclegu kandydatowi,który o to poprosi?
Jeśli „ściąga się” kandydata na rozmowę z drugiego końca Polski, to znaczy, że jest to kandydat liczący się. Inaczej nikt nie zawracały sobie nim głowy. Nie widzę więc powodu, dla którego firma miałaby odmówić pokrycia kosztów dojazdu na rozmowę.
Często też firmy rekrutacyjne – teraz zdarza się to na szczęście rzadziej – zapraszały kandydatów na rozmowę do Warszawy, a praca była na przykład we Wrocławiu. Nie ma oczywiście gwarancji, że firma zwróci te koszty, ale zapytać zawsze można. Mnie nigdy nikt o to nie prosił. A ja sama, będąc w roli kandydata, miałam kilka razy zwracane koszty podróży, więc naprawdę nie jest to wyjątek.
Pierwsza zasada negocjacji – poproś:)
Tak więc odpowiadając na Twoje pytanie – tak, wierzę.
Na szczęście w Polsce nie ma obowiązku płacenia takich samych stawek malkontentom i obibokom co pracownikom zaangażowanym. I dyskryminacja nie ma tu nic do tego. Co więcej uważam, że należy dyskryminować płacowo gorzej pracujących, bo niby dlaczego mieliby zarabiać tyle samo co dobrze pracujący, tylko dlatego że mają taką samą nazwę stanowiska i staż pracy?
Witaj Joanno,
czasami na rozmowie rekrutacyjnej pytam kandydatów czy zdarzyło im się popełnić błąd w pracy. To test na uczciwość. Bo nie znam nikogo, kto nie popełniłby błędu.
Oczywiście, można ucinać ręce za błędnie wykonane operacje na kalkulatorze… Rozumiem jednak, że nie chciałabyś pracować w takim banku?
Powiem tak – przed podjęciem decyzji o aplikowaniu do pracy w innym mieście powinnaś się na takie pytanie przygotować. I dowiedzieć się jakie są koszty życia w Gdańsku. Teraz masz trzy wyjścia – negocjować stawkę przyznając się do pomyłki (brzmi mało profesjonalnie), zrezygnować z pracy lub nie robić nic. Jeśli zdecydujesz się na pierwsze wyjście, podaj od razu kwotę za którą gotowa jesteś podjąć pracę. Wszystko zależy od tego o ile się pomyliłaś. Bo jeśli o co najmniej 30%, to możesz nie otrzymać tej propozycji i należy się z tym liczyć.
Jestem zwolenniczką analizowania zysków i strat. Wielu kandydatów na rynku pracy nie chce niczego od siebie dać, aby dobrze wystartować, a potem są rozczarowani tym, że nie mogą znaleźć pracy. Siedząc na bezrobociu nic nie zarabiasz i niczego się nie uczysz. Czyli próba negocjacji jak najbardziej, ale czy za cenę odrzucenia oferty? Decyzja należy do Ciebie:)
Myślę, że pracodawcy boją się osób z doświadczeniem w biznesie, bo cechuje je duża niezależność. Praca w firmie wymaga jednak dużej dozy przystosowania się, im większa firma tym więcej. Obawy rekruterów mogą więc nawet nie mieć związku z oczekiwaniami finansowymi, a profilem osobowościowym, którego się obawiają.
Angelika
W powyższym artykule nie ma odpowiedzi na pytanie dlaczego pracodawcy pytają o oczekiwane zarobki, tylko: dlaczego nie podają informacji o zarobkach. Oczywistą rzeczą jest, że szukając pracy chcę zarabiać jak najwięcej, zaś pracodawca chce zapłacić pracownikowi możliwie najmniej. :) Ile Pan by chciał zarabiać? Proste: 10tyś. PLN. :)
Sam pracuję w jednym z tych krajów, gdzie już w ogłoszeniu o pracę widnieje stawka. Uważam, że jest to uczciwe dla obydwu stron. Konkurencyjne firmy doskonale zdają sobie sprawę jakie obowiązuja stawki, co pozwala zaoferować dobre wynagrodzenie, jeśli chcą przejąć najlepszycgh pracowników. Aczkolwiek najwiecej płacący pracodawca się co jakiś czas zmienia, co powoduje migracje pracowników. Jest to na pewno minus dla firm, bo nie ma czegoś takiego jak 100% lojalny pracownik. To jest nasze życie, rodzina, praca i pieniądze. Wybór każdego z nas. Osobiście nie zmieniałbym pracy dla paru groszy. Jak większość kolegów z pracy cenię sobie dobrą atmosferę, poczucie stabilizacji, w połączniu z dobrym wynagrodzeniem. I takiej pracy życzę każdemu. Pozdrawiam. Piotr
Piotrze, dziękuję za komentarz. Jak słusznie zauważyłeś chodzi o to, aby nie przepłacać, ale i o to także, by nie ujawniać sekretów swojej przewagi konkurencyjnej. To tak jakby firma publikowała listę swoich dostawców i ceny jakie od nich ma – szybko zostałoby to skopiowane i podchwycone przez konkurencję. Płace pracowników są elementem know-how firmy i nie można tego zjawiska rozpatrywać tylko w kontekście rynku pracy. Wiem, że są kraje, w których panuje inna kultura, ale należą one do zdecydowanej mniejszości.